Wracamy do Hogwartu

Fascynacja Sony rozszerzoną rzeczywistością („Augmented Reality”) rozpoczęła się już kilka lat temu, gdy na rynek wchodziły gry z serii EyeToy oraz podłączana do PlayStation 2 kamerka.
Fascynacja Sony rozszerzoną rzeczywistością („Augmented Reality”) rozpoczęła się już kilka lat temu, gdy na rynek wchodziły gry z serii EyeToy oraz podłączana do PlayStation 2 kamerka. Technologia poszła do przodu, w naszych domach pojawiły kontrolery ruchowe, smartfony naszpikowane wszelkimi możliwymi czujnikami oraz kamery wykrywające każdy nasz ruch. W 2012 roku Sony oddaje w nasze ręce tekturową książkę z namalowanymi wzorkami i stara się nas przekonać, że to jest coś, czego jeszcze nie widzieliśmy. Czy mamy do czynienia z kolejną rewolucją czy może po prostu ewolucją sprawdzonego pomysłu?



W zestawie z grą otrzymujemy 12-stronicową, bardzo grubą, lakierowaną książkę. Na każdej stronie znajduje się kilka markerów AR, dzięki którym kamera rozpoznaje, gdzie się aktualnie znajdujemy i co dzieje się w tym momencie z książką. PlayStation Eye jest nam niezbędna do zabawy, tak jak i kontroler PlayStation Move. Kamera przerzuca to, co widzi, na ekran telewizora, a konsola zajmuje się obrobieniem tego tak, abyśmy faktycznie uwierzyli, że leży przed nami prawdziwa Księga Czarów i że w ręce trzymamy różdżkę, a nie będącym obiektem wielu żartów kontroler. I wiecie co? To działa, ale o tym dalej.

Księga Czarów” powstała we współpracy z autorką przygód Harry’ego Pottera. J.K. Rowling nie tylko dała Sony pełną licencję na stworzony przez siebie świat, ale i uczestniczyła w produkcji. Nasza przygoda zaczyna się w momencie, kiedy jako student Hogwartu zjawiamy się w szkolnej bibliotece, aby odebrać tytułową „Księgę Czarów” autorstwa Mirandy Goshawk. Nie jest to byle podręcznik, a potężne narzędzie w rękach umiejętnego czarodzieja. Sama księga została podzielona na 5 rozdziałów. W każdym poznajemy nowe czary i uczestniczymy w różnego rodzaju sprawdzianach. Tak na dobrą sprawę, gra nie ma praktycznie żadnej fabuły, a jedyne, co robimy od momentu odebrania księgi, to poznawanie i nauka kolejnych czarów.



Nie zrozumcie mnie źle – brak fabuły nie oznacza, że gra jest zlepkiem beznadziejnych minigierek. W momencie, kiedy pierwszy raz otworzymy księgę, zostajemy dosłownie zasypani wszelkiego rodzaju atrakcjami. A są nimi: informacje o czarach i ich inkantacje, animowane historyjki, zagadki, historie z życia Mirany Goshawk, notatki poprzednich właścicieli księgi, przedmioty do kolekcjonowania czy wszelkie dziwne rzeczy, które dzieją się z księgą, ale których nie wypada w recenzji zdradzać. Oczywiście praktycznie wszystko to możecie omijać i przejść grę sposobem „poznanie czaru-nauka rzucania go-sprawdzian-test”. Ukończyłem tę produkcję dwukrotnie – za pierwszym razem sprawdzałem wszystko, za drugim – pędziłem przed siebie, i uwierzcie mi, że ten drugi sposób nie ma najmniejszego sensu.


Sama mechanika rozrywki, ze względu na liczbę upchniętych tam pomysłów, zasługuje na poświęcenie jej oddzielnego akapitu. Oglądając animowane historyjki, prezentowane w formie papierowego teatrzyku, możemy wchodzić z nimi w interakcje, odpowiadać na pytania sprawdzające, czy uważnie słuchaliśmy, oraz oglądać akcję z różnych perspektyw. Kiedy przychodzi do nauki czarów, to najpierw musimy wypowiedzieć na głos poprawnie zaklęcia, a zaraz po tym wykonać odpowiedni gest różdżką. Do tego dochodzą jeszcze testy naszych umiejętności – gra wrzuca nas w tym momencie w sam środek akcji. Księga, która przez większość gry leży przed nami na podłodze, również wymaga od nas pewnego rodzaju działań. Przewracanie stron to rzecz oczywista, ale strzepywanie liści, wycieraniu kurzu czy wylewanie z niej wody to fajne wstawki urozmaicające rozgrywkę.



Od strony technicznej gra prezentuje się przyzwoicie. Oprawa graficzna jest przyjemna, ma specyficzny styl i po prosty pasuje do stworzonego tu świata. Zdarzają się oczywiście wpadki, np. uderzająca po oczach słaba tekstura czy przenikające się obiekty, jednak nie wpływają one na samą rozgrywkę. To samo tyczy się wykorzystywanych tu kontrolerów w postaci PlayStation Move’a i książki. Na działanie Move’a złego słowa powiedzieć nie mogę, gdyż detekcja i przełożenie na ekran TV ruchów kontrolera stoi na najwyższym poziomie. Warto byłoby jednak wprowadzić margines błędu w zakresie precyzji. Rzucając czary w konkretnych kierunkach, musimy bowiem idealnie wycelować w to, co chcemy trafić, inaczej czar poleci obok, a nam ucięte zostaną cenne punkty. O ile 7-latek da sobie radę, o tyle 3-4-latki mogą nam już z nerwów wbić tego Move’a w pachnący nowością telewizor. W książce dla odmiany żadnej elektroniki nie mamy, więc jej zadaniem jest głównie leżenie przed telewizorem. Kamera od razu znajduje ją w naszym pokoju i przybliża na nią obraz, nakładając przy okazji wszystkie efekty.

Przygrywająca w tle muzyka przypomina ścieżkę dźwiękową z filmów o Harrym Potterze i choć nie znajdziecie tu utworów, które chcielibyście słuchać na codzień, to spełnia swoją rolę, budując magiczny klimat. Zupełnie inaczej sprawa ma się z głosami. Gra została w pełni zdubbingowana, a wcielający się w towarzyszącego nam przez cały czas narratora Piotr Fronczewski pokazuje, jak powinno się robić dubbing do gier. Warto wspomnieć, że czytał on swego czasu wydanego w formie audiobooków Harry’ego Pottera, więc masa dzieciaków od razu rozpozna ten głos. Naprawdę zdziwiło mnie, że Sony nie umieściło jego nazwiska na pudełku z grą – dla mnie, zarówno gracza, jak i ojca, byłby to wystarczający powód, aby zdecydować się na zakup „Księgi Czarów”.



London Studio stanęło na wysokości zadania i dostarczyło produkt najwyższej próby. Zamiast kolejny raz z rzędu wcielać się w Harry’ego Pottera, lądujemy w Hogwarcie jako my sami. Stworzony świat niesamowicie wciąga i choć produkt stworzono z myślą o dzieciakach, to nawet starsi gracze mogą się z nim świetnie bawić. Nie znajdziecie tu umowności, absurdów, ani żenujących żartów – twórcy wykorzystali otrzymaną licencję z należytym szacunkiem, nie zmienili biegu wydarzeń, nie dodali też niepotrzebnie żadnych dziwactw. „Księga Czarów” nie jest jednak rewolucją na miarę pierwszego EyeToya, ale raczej ewolucją wszystkich najlepszych pomysłów Sony w dziedzinie rozszerzonej rzeczywistości. Wydaje się, że to szczyt możliwości tej generacji konsol, więc na prawdziwy przewrót przyjdzie nam jeszcze chwilę poczekać. Młodsi gracze i najbardziej zapaleni fani Harry’ego Pottera będą wniebowzięci. Pozostali, którzy zdecydują się przymknąć oko na brak kilku szlifów, też mogą się z "Wonderbookiem" świetnie bawić.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones